Część I: Rozdział 2


Naïra

            - Airgead? – spytałam zaskoczona, widząc puste legowisko. O tej porze zwykle spał, budził go dopiero zapach przyniesionego przeze mnie mięsa. Zaniepokojona rozejrzałam się po całej polanie, by stwierdzić, że nigdzie go nie widać. – Airgead! – zawołałam głośniej. A co, jak ktoś go znalazł? I zabił?
            Na całe szczęście po chwili ujrzałam go wyłaniającego się spomiędzy drzew. Kiedy podszedł bliżej zobaczyłam, że w pysku trzyma truchło królika.
            - Polowałeś? – Mój głos był przepełniony zdziwieniem, ale i dumą. Airgead pokiwał łebkiem i położył zdobycz na ziemi, po czym zajął się nią. Przykucnęłam przy nim i pogłaskałam go; dotyk ostrych łusek działał na mnie kojąco. Airgead podniósł głowę i dotknął nosem wnętrza mojej prawej dłoni, gdzie widniało znamię w kształcie okręgu blaknącego na brzegach. Nabyłam je, gdy pierwszy raz go dotknęłam…
            Przypomniało mi się, jak się wykluł. Oczom nie wierzyłam: z tego srebrzyście połyskującego kamienia, który okazał się być jajem, wyszedł smok – najprawdziwszy smok. Malutki, wielkości kury, o ząbkach jak szpilki, cienkich skrzydłach i patykowatych nóżkach. Teraz, dwa miesiące później, jest już wielkości sporego psa i, jak widać, nauczył się już polować.
            Airgead oznacza srebrny – a taki on jest. Srebrzystoszary. Piękny. A tak poza tym mój.
            Smok wrócił do pałaszowania zdobyczy, a w moim umyśle pojawiły się pojedyncze obrazki: bieg przez las, wypatrzenie ofiary, zabicie, przyniesienie jej, ujrzenie mnie. Poczułam też jego emocje: podekscytowanie, radość, duma. To emocje zaczęłam czuć najpierw. Po otrzymaniu znamienia poczułam jego niepewność, a zarazem rodzące się przywiązanie. Potem zaczął porozumiewać się obrazami – gdy jest blisko mnie, przekazuje mi nimi co robił. Czasem widzę siebie jego oczami – wysoką, chudą dziewczynę o brązowo-rudawych włosach, o przeciętnej urodzie, jednak ukochaną towarzyszkę.
            Poczekałam, aż zje do końca, po czym zaczęłam do niego mówić.
            - Pamiętasz, jak wspominałam, że niedługo będę cię musiała zostawić na dłużej? Więc ten dzień jest dziś. Jedziemy z całą wioską do stolicy, zobaczyć koronację króla. – Podczas mówienia starałam się mu podesłać umysłem obrazy, by lepiej zrozumiał. – Kilka osób zostanie, więc proszę, postaraj się nie wychylać, dobrze?
            Airgead patrzył na mnie swoimi dużymi, ciemnymi oczami i wiedziałam, że rozumie, co nie przeszkodzi mu pewnie w wyrządzeniu kilku szkód. Był jak szczenię, któremu zabrania się czegoś kilka razy, a ono i tak robi swoje.
            Smok spojrzał w niebo i zamachał skrzydłami. Odbił się od ziemi, jednak zaraz na nią spadł. Wydał z siebie smutny odgłos przypominający miałczenie i spróbował jeszcze raz – znów porażka.
            - Kiedyś przyjdzie na to czas – powiedziałam. Popatrzyłam na ziemię i podniosłam jakiś patyk. – Łap! – krzyknęłam, rzucając. Airgead pobiegł i przyniósł mi go. Jeszcze kilka razy zaaportował, po czym wykończony położył się w legowisku z językiem wywieszonym na bok. Uśmiechnęłam się i podrapałam za uszami, tam, gdzie miał najdelikatniejsze łuski.
            - Zajmij się sobą, wrócę jutro rano – powiedziałam. – Upoluj sobie coś, jak nie, to tu masz rybę – położyłam obok niego paczuszkę z materiału. – I nie rozrabiaj, dobrze? – Smok w odpowiedzi wydał z siebie rozpaczliwy odgłos i poczułam bijącą od niego tęsknotę. – Kocham cię – powiedziałam i zaczęłam odchodzić. Nagle w umyśle usłyszałam coś, niby muśnięcie szeptu, głos o nieokreślonej barwie czy tonacji, również mówiący „kocham cię”. Odwróciłam się gwałtownie i spojrzałam na Airgeada. Uśmiechnęłam się do niego i z ciepłem na sercu wróciłam do domu.

***

            Cała wioska udała się na koronację księcia Revelina. Starsze osoby wraz z małymi dziećmi dosiadały koni, osłów i mułów, reszta szła pieszo. Pół dnia – z trzema postojami – zajęło nam dotarcie do Ker-Paravelu, a gdy to się stało, dołączyliśmy do wielkiego tłumu zebranego przed zamkiem. Koronacja miała się odbyć na dziedzińcu – tak, aby każdy przybyły mógł w niej uczestniczyć.
            Jako że miała się ona odbyć o zachodzie Słońca, a do tego czasu zostało jeszcze trochę – było wczesne popołudnie – powiedziałam rodzicom że chcę się rozejrzeć, po czym zaczęłam się włóczyć po okolicy. W końcu dotarłam do oddalonego trochę od głównego placu miejsca, gdzie rozłożył się mały targ. Oglądałam warzywa i owoce sprzedawane przez zające, naszyjniki z muszli wyrabiane przez pewnego rybaka… Pewna kobieta sprzedawała wyglądające na bardzo porządne misy i garnki gliniane i żelazne. Postanowiłam, że jak wszystko się skończy wrócę tutaj i kupię jeden garnek, podobny do tego, który ostatnio zniszczył Airgead. Nie powiedziałam o tym rodzicom (jak miałam powiedzieć, skoro oni o smoku też nie wiedzą?) i mam nadzieję, że jeszcze tego nie zauważyli.
            Przy jednym stoisku nie było za to nikogo, choć inne były oblegane przez ludzi, zwierzęta i różne stworzenia.
            Na taborecie przy okrągłym stoliku siedziała stara kobieta. Jej palce, którymi tasowała talię kart, były powykrzywiane, a stawy zgrubiałe. Haczykowaty nos przyozdobiony był biegnącą na skos białą, błyszczącą blizną w kształcie postrzępionej linii. Skóra kobiety była pomarszczona i sucha niczym pergamin, a włosy zebrane w kok na czubku głowy musiały w dotyku być niczym siano.
            W jej twarzy była jedna rzecz, która nie wyglądała jak zasuszone kwiaty – oczy. Źrenice, kojarzące mi się z ciemną, głęboką studnią, otoczone złoto-pomarańczowymi tęczówkami wpatrywały się prosto we mnie. Już wiedziałam, dlaczego nikt do niej nie podszedł – była przerażająca.
            Chciałam się odwrócić i odejść, ale zobaczyłam – a może mi się przywidziało? – jak jej spękane wargi wymawiają jedno słowo: „Naïra”.
            Już nie mogłam sobie pójść. Chciałam się dowiedzieć, skąd wiedziała jak mam na imię. Nawet, jeśli to było tylko jakieś złudzenie albo coś…
            Na miękkich nogach, czując jak wiatr obija spódnicę o moje nogi, podeszłam do stolika. Kobieta wskazała na stojący po przeciwnej stronie taboret o trzech nogach, na którym usiadłam.
            - Kassyv oczekiwała panienki – powiedziała skrzeczącym głosem, ukazując znaczne braki w uzębieniu.
            - Wróży pani z kart? – spytałam w odpowiedzi. Mimo, że mój głos brzmiał pewnie, sama się tak nie czułam; nie lubiłam kontaktu z obcymi. W wiosce wszyscy się znali od dziecka, ale tutaj…
            - Karty to tylko obrazki – odparła. – Kassyv przyszłość widzi tutaj – wskazała na swoje czoło. – Ale panienka tego nie powie innym ludziom, śmiertelnicy nie mogą wiedzieć.
            - Dobrze. – Pokiwałam głową. Jako że ludzie w naszej wiosce byli potomkami Telmarów, którzy osadzili się w Narnii kilka pokoleń temu, nie wierzyliśmy w żadne czary czy wróżby. Wiedziałam za to, że istnieje coś takiego jak choroba umysłu. Podejrzewałam o nią starą kobietę… A ona pewnie nie powiedziała mojego imienia wcale. – To co, teraz mi pani powróży?
            - Powróżyć? – spytała z pogardą. – Kassyv zna przyszłość panienki odkąd panienkę zobaczyła na własne oczy. Nie będzie ci wróżyć. Kassyv ci co najwyżej opowie.
            Pokiwałam powoli głową. – Tyle że… Nie mam pieniędzy – powiedziałam w nadziei, że mnie przegoni. Ona nic takiego nie zrobiła.
            - Dzisiaj się coś wydarzy – powiedziała zamiast tego.
            - Koronacja.
            - Nie. Koronacji nie będzie. Naïra musi uciekać.
            - Dlaczego? – zdziwiłam się. Kiedy powiedziała moje imię, w żołądku zacisnął mi się supeł. Cholera. Skąd ona znała moje imię?
            - Kiedy okaże się, kim jest panicz Revelin, panienka będzie zagrożona.
            - Czemu? – zapytałam. Kobieta spojrzała na mnie zdumiona.
            - Powinna się panienka zacząć martwić o swojego podopiecznego. Ludzie zaczną na niego polować. A potem zaczną polować na Smoczą Jeźdźczynię.
            W tym momencie przeszły mnie ciarki. Skąd wiedziała o Airgeadzie? I czy Smocza Jeźdźczyni się odnosiło do mnie? Gwałtownie wstałam, potrącając kolanem stolik który się zachwiał, i chciałam uciec, ale ona przytrzymała mnie za nadgarstek.
            - Naïra siada – powiedziała łagodnie, a jej stalowy uścisk tamował dopływ krwi do mojej dłoni. Posłusznie usiadłam, a ona go rozluźniła, jednak nie puściła. – I teraz Naïra posłucha Kassyv uważnie.
            Skinęłam głową. Coś czułam, że to zaczyna się robić bardziej poważne, niż myślałam… Może ona naprawdę jest wiedźmą?
            - Panienka poczeka aż do momentu, jak usłyszy wieść. Wtedy Naïra weźmie konia i ucieknie do Tirsu, zabierze smoka i ukryje się w lesie.
            - W… w lesie? – spytałam przerażona. W głowie pojawiło mi się kilka obrazów na raz. Wilki. Pumy. Spanie na twardej ziemi. No i przecież szła zima! Obecnie byłam w swojej eleganckiej sukni – jeśli tak można ją nazwać, ponieważ była taka sama jak druga, tyle że mniej zniszczona – a w domu na zimę miałam tylko opończę. No i przecież nie umiem polować! Tirs leży nad morzem, zajmujemy się tam rybołówstwem, a nie polowaniem na zwierzynę leśną!
            Kassyv ścisnęła mój nadgarstek. – Naïra musi uwierzyć starej wiedźmie. Przepowiednia i tak się spełni. Pani Noreen nie uwierzyła Kassyv, a i tak się stało to co się miało stać. A teraz Naïra idzie i czeka na wieść.
            Kobieta mnie puściła, a ja odbiegłam od jej stolika jak oparzona. W tłumie ludzi, zwierząt i stworzeń jakoś znalazłam moich rodziców. Na pytanie, czemu wyglądam, jakbym zobaczyła ducha, powiedziałam że musiałam uciekać przed jakimś psem – panicznie się ich bałam, więc rodzice uwierzyli.
            Zastanawiałam się nad słowami wiedźmy – bo tak już ją zaczęłam nazywać w myślach. Co miała na myśli mówiąc o wieści? I jaką przepowiednię powiedziała królowej, w którą ta nie uwierzyła?
            W moich myślach walczyły ze sobą dwie strony: racjonalna, mówiąca, że kobieta ma nierówno pod sufitem, a druga, zupełnie nieracjonalna twierdząca, że mam się jej posłuchać, inaczej stanie mi się coś złego.
            Podczas gdy wszyscy oczekiwali zachodu słońca, ja niecierpliwie tupałam w miejscu czekając na wieść, czymkolwiek miałaby ona być. Ale w końcu chyba się doczekałam.
            Na samym przedzie nagle zrobiło się wielkie poruszenie. My, będący w środku, oraz inni za nami zamilkliśmy, czekając aż wieść dotrze do nas. Dwunastoletni Albren z naszej wioski przepchnął się do przodu, po czym wrócił, by nam wszystko opowiedzieć. Jako że był drobny jak na swój wiek, jego ojciec wziął go na ramiona, by ten był bardziej słyszalny.
            - Wojna sprzed dziewiętnastu lat została zapoczątkowana przez panią Noreen! – zawołał. – Jest czarownicą i wskrzesiła swoją matkę, Jadis! A książę Revelin też jest czarnoksiężnikiem!
            Krew odpłynęła mi z twarzy. Że co? Jeśli te bzdety – chociaż coraz łatwiej mi było w nie uwierzyć – okażą się prawdą… To faktycznie, jak ludzie odkryją Airgeada, spłonę na stosie.
            - Niemożliwe – powiedział mój ojciec. – Pewnie ktoś chciał po prostu rozpuścić plotkę.
            Czy była to plotka czy prawda, większość ludzi w to uwierzyła, sądząc po gniewnych okrzykach. Teraz będą chcieli wydać wyrok na królową i księcia… Nie mogłam dłużej czekać. Choćby to był tylko stek bzdur, w końcu i tak ktoś by się zorientował, że trzymam smoka na polanie za domem.
            - Muszę iść. Nie szukajcie mnie – zwróciłam się do rodziców. – Kocham was – powiedziałam i starając się wymazać z pamięci ich zdumione twarze, zaczęłam się przeciskać przez tłum. Z jednej strony czułam, że robię coś zupełnie dziwnego i niepotrzebnego, ale z drugiej wiedziałam, że jest to nieuniknione.
            Podbiegłam do płotu, przy którym przywiązane były nasze konie. Zauważyłam siwka naszego sąsiada – był koniem pociągowym, jak wszystkie w wiosce, ale również jak wszystkie ujeżdżonym. Stwierdziwszy, że i tak zostawię go w stajni, odwiązałam wodze od słupa, podciągnęłam spódnicę do kolan i stawiając jedną nogę na płocie, rękami złapałam szyję zwierzęcia i dosiadłam konia na oklep. Siwek parsknął gniewnie, ale gdy ścisnęłam jego boki łydkami ruszył.
            Nie zatrzymywaliśmy się prawie wcale, a gdy to robiliśmy, nawet nie zsiadałam, tylko pozwalałam wałachowi się napić z jakiegoś strumienia czy rzeki.
            Do Tirsu przyjechaliśmy tuż po zachodzie słońca. Odprowadziłam konia do jego stajni, a potem na sztywnych nogach, zupełnie obolała udałam się do swojego domu. Zapaliłam lapę oliwną i stanęłam na środku, zastanawiając się, co mam zabrać ze sobą – przecież nie wiedziałam, jak długo zostanę na tym dobrowolnym wygnaniu.
            W końcu do skórzanego tobołka spakowałam swoją drugą suknię, zimową halkę złożoną z kilku warstw materiału, pelerynę, jeden z dwóch bukłaków ojca które zwykle zabierał ze sobą na połów. Znalazłam też sporych rozmiarów nóż do oprawiania większych ryb, który owinęłam płótnem i obwiązałam rzemieniem.
            Zarzuciłam tobołek na ramię i pobiegłam w stronę polany, gdzie zobaczyłam śpiącego Airgeada. W świetle księżyca jego łuski lśniły tak, że był bardzo dobrze widoczny i przeraziłam się. Co by było, jeśli starucha by mi nie kazała uciekać i nadal trzymałabym go na tej polanie? Ktoś by się w końcu zorientował.
            - Airgead! – zawołałam, a mój głos poniósł się po polanie. Zaspany smok podniósł głowę, a mój umysł zalała fala przerwanych snów, w których dominowała zieleń traw i czerwień krwi.
            - Musimy uciekać, mały – powiedziałam, próbując złapać oddech. – Musimy się ukryć w lesie i tak życ, bo źli ludzie będą nas chcieli zabić.
            Swoim umysłem przekazałam mu jak najwięcej umiałam. Wiedziałam, że zrozumiał, gdy spojrzał swoimi mądrymi, szarymi oczami na mnie.
            Airgead wstał z legowiska i otrzepał się z siana., po czym pokazał mi że wie, gdzie możemy się ukryć. Skinęłam głową i ruszyliśmy w ciemny las.

__________________________________________________
Rozdział z okazji świąt :) Trzeci już zaczął się pisać, mam już plany na następne, więc jest dobrze. Ale jeszcze lepiej by było, gdyby ktokolwiek to czytał i komentował... No nic. Tym nielicznym, którzy tu jednak zaglądają życzę Wesołych Świąt! Aha, i nie martwcie się tym, że nie ma śniegu. Po prostu czar Jadis prysnął...

4 komentarze:

  1. Chcę mieć smoka! Tak. Takiego fajnego, co by mnie rozumiał jak Airgead Nairę.
    A wracając do rozdziału to mnie intryguje postać Kassyv. Jest pozytywna czy negatywna? Bo to co mówiła Nairze jest podejrzane, ale w sumie ma sens, więc... Nie wiem, w każdym razie mam nadzieję, że bohaterka dokona właściwych wyborów. Ma smoka, ale to nie znaczy, że jest bezpieczna.
    No i co z koronacją Revelina? Przeca on jest wykapany Edek! Musi zostać królem! Właśnie ze względu na krew rodu Pevensie, płynącą w jego żyłach.
    Chyba powinnam skończyć, bo zaczynam pisać od rzeczy...
    Więc kończę i życzę weny na następny rozdział, którego już nie mogę się doczekać :D
    Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam.
    Na początku powinnam powiedzieć, że strasznie mi smutno z powodu zakończenia tomu pierwszego. Wiem, to było dość... dawno. Ale i tak mam sentyment do tego opowiadania.
    Odnoście tomu drugiego. Cóż. Właśnie na coś takiego czekałam! Jakże jest mało fanfiction na podstawie Narnii, a już szczególnie tych z postaciami własnymi.
    Bardzo polubiłam Revelina. Jest taki uroczy. Szczególnie jak przypominam go sobie jeszcze z epilogu. To takie, miłe, no wiesz, że nie czuje żalu do Edmunda. Ma świadomość, że nie zostawił ich z własnej woli i dalej go kocha. To taka fajna odmiana. Zazwyczaj jak rodzice zostawiają dzieci - w różnego rodzaju opowiadaniach - to one szukają zemsty itp. U Ciebie tego nie ma i przez to, no nie wiem... Mam ochotę skakać ze szczęścia. Oczywiście jest mi również strasznie żal księcia, że stracił ojca. A i jeszcze podoba mi się ogółem te więzi rodzinne jakie stworzyłaś. No wiesz, gdybym ja się dowiedziała, że moja matka jest czarownicą i zapoczątkowała wojnę, nie wiedziałabym czy pogodziłabym się z tym tak łatwo. Albo podoba mi się jeszcze fakt, że mimo swojego wieku Revelin nie boi się okazywać uczuć matce, ani nie robi jej wyrzutów, kiedy ona martwo się o niego. Jest świadomy, że po stracie ukochanego nie chce stracić i jego. Ogólnie podoba mi się to jak wykreowałaś syna Edmunda. Na początku obawiałam się, że stanie się taki buntowniczy, zacznie pyskować, będzie miał żal do matki o wszystko. Na szczęście tak nie jest. Ufff.... Odetchnęłam. Polubiłam tą jego łagodność, to że nie boi uczuć, że kocha - a nie nienawidzi. Ale nie jest również znowu takim maminsynkiem. Jest po prostu idealny.
    Naszą drugą bohaterką jest Naira, którą również polubiłam. Kurcze. Czy ty tworzysz postacie, których nie lubię? Tak! Tamara. Ok, jest dobrze. No wiesz w każdym opowiadaniu muszę mieć jakąś postać, której nie lubię inaczej coś jest albo z opowiadaniem albo... cóż, nie ma albo. A jeszcze odnośnie tej postaci, to kojarzy mi się z taką pustą skorupą, którą trzeba zapełnić. Było jej mało, bo aż w dwóch(?) akapitach, a już zdążyła mnie do siebie zniechęcić. Aczkolwiek, nie udało mi się jej poznać lepiej, to może zmieniłabym zdanie? Nie. Wole trzymać się wersji, że jej nie lubię i koniec. A przez to wszystko zbłądziłam z głównego wątku mojej wypowiedzi. A tak! Naira. Jest to taki typ dziewczyny - według mnie - którą lubi się już na wstępie. Jest zwyczajna. A jednak wyjątkowa na swój sposób. Mam nadzieję, że w najbliższych rozdziałach poznamy ją o wiele lepiej. Jeszcze odnośnie osoby - Kassyu. Jest niezwykle tajemnicza i w pewien sposób mroczna. Mam mieszane uczucia odnośnie jej postaci. Wydaje się być zła i dobra równocześnie.
    Ogólnie - co do opowiadania, jego treści, fabuły, Twojego stylu - jestem pod wrażeniem i zachwycam się każdym słowem, które tutaj zamieściłaś. Oby tak dalej. Podziwiam i pozdrawiam. :)

    Ps. Proszę... wyłącz weryfikację obrazkową.

    [polowanie-czas-zaczac.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny rozdział. Nie mogę się doczekać następnego : ) Jestem ciekawa kiedy i w jakich okolicznościach pozna Revelina.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć. Nie wiem, czy mnie kojarzysz, ale kiedyś napisałam, a raczej okłamałam Cię, na potomkini Jadis. Oznajmiłam, że przeczytam Twojego bloga, a tego nie zrobiłam, za co przepraszam. Pomysł bardzo mi się podobał, jednakże rozdziałów było dość sporo, jakoś nie mogłam się do nich zabrać, a potem Twój blog zniknął gdzieś wśród morza innych. Przypomniałam sobie o nim dopiero dzięki rejestrowi - a raczej weszłam pod fanficki o Narnii i zobaczyłam nowe opowiadanie. Jak się dowiedziałam, że to kontynuacja, to bardzo się ucieszyłam, bo mogłam wreszcie przeczytać Twoje dzieło, bez zbytniego nadrabiania. Cieszę sie także, że stworzyłaś streszczenie - znacznie mi to ułatwiło sprawę. A do Twojego starego opowiadania może kiedyś wrócę ;)

    No a teraz o wygnanych duszach - adres jest bardzo chwytliwy ;)
    Pomysł o synie Edmunda i o Smoczej Jeźdźczyni niezwykle przypadł mi do gustu. Narnię kocham, Eragona także czytałam z przyjemnością, dlatego cieszę się, że zaserwowałaś nam tutaj taką mieszankę. Podoba mi się także wprowadzenie motywu smoków - jednych z najciekawszych stworzeń mitycznych :)
    Muszę przyznać, że po pierwszym rozdziale polubiłam naszego księcia. Zaimponowało mi, że tak bardzo chce zostać dobrym królem i że posiada zdolności magiczne. Niewątpliwie będzie ciekawą postacią :)
    Jeśli chodzi o Nairę to jeszcze trudno mi coś o niej powiedzieć, ale jej postać także ma potencjał :)

    Chciałabym też zabrać się trochę za warsztat Twojego pisarstwa. Sama nie jestem ekspertem, jednakże zasugeruję Ci kilka poprawek.
    Po pierwsze Twój styl jest lekki, płynny i wciągający. Nie zawiera bardzo ambitnych zwrotów, ale ma w sobie coś takiego, że nie można się oderwać. Jednak prosiłabym o więcej opisów sytuacji, mimiki twarzy, uczuć, miejsc...Dzięki temu lepiej będę mogła się przenieść w Twoje opowiadanie, a tekst nie będzie wydawał się taki...suchy. Zauważyłam, że ostatni rozdział pod tym względem jest już lepszy, ale wciąż bym go chciała wzbogacić. Poeksperymentuj ze słowami. Magiczna kraina daje wiele pola do popisu, a więc daj więcej opisów :P Oczywiście nie chodzi mi o to, aby dominowały one w tekście, a jedynie go uperfekcjoniały ;)
    I jeszcze jedna rzecz - rozdział oczami księcia był dobrze wyważony, natomiast w moim odczuciu Naira myśli zbyt...potocznie. Jej zwroty czasami są pozbawione stylu, odpowiedniego dla czasów rycerzy, magii, starodawności itp. Lepiej będzie, jak to zmienisz.

    I nie przejmuj się, że masz mało czytelników - oni nie świadczą o jakości Twojego opowiadania. Pewnie, znacznie łatwiej przychodzi pisanie, gdy masz wielu fanów, jednakże nie zrażaj się tym. Piszesz dla przyjemności, a Twoi czytelnicy liczą na Ciebie. Poza tym Narnia czy Eragon to mało popularna tematyka. Wiesz, niektórych to zaciekawi, innych odstraszy. Jest pełno ficków potterowych, czy zmierzchowych, natomiast niektóre fandomy są niedoceniane. Ja sama też piszę na podstawie Pottera, ale coraz częściej poszukuję czegoś nowego. Twoje opowiadanie niewątpliwie jest oryginalne i z chęcią będę je czytała, czekając na rozwój akcji.
    Pozdrawiam i proszę o powiadamianie na www.odcienie-czerni.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Czytelnicy